Już niedługo, w 2025 roku, 55% wszystkich odpadów musi być poddawanych recyklingowi. Odsetek ten będzie wzrastał w tempie jednego punktu procentowego na rok, aby udało się osiągnąć zgodność z regulacjami unijnymi na 2035 r. – 65%, co jest zresztą dość ambitnym planem. Oznacza to jednak, że coraz większy udział w koszyku odpadowym będą miały śmieci selektywne. Obróbka i wywóz ich jest natomiast znacznie droższy – nawet ponad dwukrotnie. Rezultatem tej sytuacji są coraz wyższe ceny firm realizujących usługi wywozu śmieci.
To jednak nie wszystko, bo znacznym elementem wpływającym na wyższe ceny za utylizację i odbiór odpadów selektywnych mogą być kary administracyjne. Brak spełnienia uzgodnionego minimum regulacji skutkuje nałożeniem kary administracyjnej. Aby niejako zabezpieczyć się przed karą, firmy stosują praktykę podwyższania cel, by zaplanować w ten sposób sfinansowanie kary. W praktyce więc mamy do czynienia z klasycznym mechanizmem przekładania kosztu na finalnego dostawcę odpadów, który płaci za wywóz śmieci.
Kluczowe znaczenie mają też pozostałe czynniki. Zaliczamy do nich przede wszystkim brak wystarczającej konkurencji na rynku. Pada nawet podejrzenie o tworzące się oligopole, które mogą być poważnym problemem dla grubości portfeli producentów odpadów. Idąc dalej, wyróżnić należy też mankamenty związany z niedostateczną infrastrukturą do sortowania i obróbki odpadów, a także, ostatecznie, niewydolność wielu samorządów, która prowadzi w konsekwencji do nieuchronnego wzrostu cen. Warto odnotować, że w latach 2018 – 2020 cena za utylizację i wywóz odpadów wzrosła w Polsce o ponad 100% i była najwyższa całej Unii Europejskiej.
Dostawcy dużej ilości odpadów najbardziej odczuwają rosnące ceny. Odbiór odpadów przemysłowych i komunalnych z przedsiębiorstw jest coraz droższy także ze względu na dodatkowe wymogi nakładane na firmy. Zaliczają się do nich m.in. stosowanie odpowiednich napędów pojazdów transportowych, zakup monitoringu wizyjnego, systemów przeciwpożarowych i wielu innych specjalistycznych systemów.
Przedsiębiorcy słusznie podtrzymują fakt, że poza bardzo wysokimi kosztami, które zmniejszają marżę i doprowadzają do rekalkulacji wielu biznesów, okres podwyżek gospodarki śmieciowej przypadł na najgorszy z możliwych momentów. Wiele branż działa w dobie epidemii koronawirusa na ostatnich oparach, próbując związać koniec z końcem. Nie przewidziano jakichkolwiek obniżek, ani jakiejkolwiek formy pomocy dla podmiotów, które działają w sektorach ściśle uzależnionych od cen utylizacji, obróbki i wywozu odpadów selektywnych i mieszanych. Już teraz w społeczności mniejszych przedsiębiorstw produkcyjnych podnoszone jest larum wobec nieefektywnego sposobu kształtowania polityki odpadowej.
Wszystko wskazuje jednak na to, że nie należy nastawiać się na bardziej korzystne zmiany. Wręcz przeciwnie – najszybsze tempo dostosowania się do wymogów unijnych w zakresie minimum odpadów recyklingowanych przypada na następne lata 2021 – 2025. I to w tym czasie odczujemy jeszcze niejedną podwyżkę, która w praktyce może być przełożona na finalnych konsumentów.